30 sekund

 

Tablo reader up chevron

Rozdział 1 - Wtajemniczeni

Rozdział 1

Wtajemniczeni

           

            Kilka lat wcześniej.

            Rzym, Włochy

            Podążając chłodnym korytarzem, Diego wsłuchiwał się w miarowy odgłos swych kroków, rozmyślając o tym, co będzie tematem dzisiejszego spotkania Rady. Jasno oświetlone, dość wąskie przejście ciągnęło się w nieskończoność, a może tylko on odnosił takie wrażenie. W jakiś sposób budziło to w nim przygnębienie, a jednocześnie w pewnym stopniu śmieszyło. Wydawało mu się to zbyt przerysowane. Ta cała otoczka grozy jaką tworzyli, była zupełnie niepotrzebna. Według niego powinni się spotykać w jakichś bardziej komfortowych i przyjemnych warunkach, ale nie miał przecież nic do gadania. W tej kwestii, to nie on podejmował decyzje. Był jedynie członkiem Rady.

            Gdy podszedł do wielkich, dębowych drzwi, pchnął je i wszedł do ogromnego pomieszczenia. Ściany pomalowane były na biało, a sufit znajdował się bardzo wysoko. Sprawiało to wrażenie, że jest jeszcze większe, niż w rzeczywistości było. Na środku pokoju stał podłużny, masywny stół, a przy nim jedynie czarne, hebanowe krzesła, obite skórą. Nic więcej. Od razu zorientował się, że obecni są już wszyscy. Ananiasz powstał i przywitał go z lekkim uśmiechem. Był dość wysokim mężczyzną. Szczupły o dość przeciętnej budowie ciała, który jak na swój podeszły wiek prezentował się nad wyraz dobrze. Szczery uśmiech nadawał jego twarzy łagodnego wyrazu. Miał

 

siedemdziesiąt lat, lecz jego witalność sprawiała, że odnosiło się wrażenie, iż jest o wiele młodszy niż w rzeczywistości był. Życie doświadczało go wielokrotnie, jednakże wyciągał z tego same korzystne lekcje.

            Rada Wtajemniczonych składała się z dwudziestu jeden członków, w tym czterech kobiet. Najważniejszy z nich był właśnie Ananiasz, jako potomek Jegora, założyciela Rady, który setki lat temu, pozbierał wszystkich podobnych im odszczepieńców i wskazał drogę, którą podążali do dzisiejszego dnia. Byli inni, wyjątkowi, a on pomógł im to zrozumieć. Uświadomił, iż mogą więcej niż przeciętni ludzie. Pokazał, że zdolności, które posiadają, nie czynią ich ułomnymi i nie są karą ani przekleństwem. Wytłumaczył, że obdarzono ich darem, który uczynił ich ponadprzeciętnymi, jedynymi w swoim rodzaju. Jegor był ich protoplastą, to on ustanowił Radę, ukierunkował każdego z nich. Setki lat temu.

            Spotkania Wtajemniczonych były sporadyczne i przeważnie obecnych było tylko kilku członków. Rada w komplecie zbierała się jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Diego miał tylko niejasne przypuszczenia, co do tematu tego spotkania. Jednak nie pomylił się.

            – Goran znów zaatakował. – Usłyszeli Fabrizia. – Tym razem w Rosji. 

            – Zabił kilkoro ludzi. Jednym z nich był nasz człowiek – dodał Pablo i spojrzał w stronę Ananiasza.

            – Tym razem nie możemy tego zignorować. Czy ktoś się już tym zajął? – zapytał Ananiasz, a mężczyzna siedzący po jego prawej stronie przytaknął.

            – Moi ludzie posprzątali po nim. Z lokalnymi władzami nie było oczywiście żadnych problemów – powiedział Giuseppe, spoglądając na niego znacząco. – Jak zawsze.

            Giuseppe był jednym z ludzi odpowiedzialnych za szczegóły. Po zebraniach Rady zazwyczaj to właśnie on organizował wszystkie techniczne sprawy. Niski, przysadzisty Włoch mieszkał na stałe w Stanach, gdyż stamtąd najłatwiej było mu wszystko kontrolować. W głównej mierze pomagał mu Pablo, który zajmował się ich sprawami w Europie. Tu też mieszkał wraz z rodziną.

            – Nie rozumiem jak to się mogło do tego stopnia wydostać spod kontroli – zdenerwował się Fabrizio, a później spojrzał oskarżycielskim wzrokiem w stronę Diego. – To twoja wina – wypowiedział z gniewem.

            – O czym ty mówisz? – zapytał Ananiasz, któremu nie spodobały się słowa mężczyzny. Wiedział jednak, że Fabrizio od zawsze czuł do Diego jakąś niezrozumiałą wrogość. Był młody, gniewny i przeciwny metodom Diego, którego doświadczyły lata praktyki. Jeżeli ich działania można było w ogóle nazwać praktyką.

            – To on go wszystkiego nauczył. Dzięki niemu jest teraz tak bardzo niebezpieczny – wysyczał ze złością.

            – Jest bardziej niebezpieczny niż przypuszczasz – powiedział Diego, który do tej pory milczał. Na jego obliczu było wiele spokoju. Mówił w skupieniu, bez zbędnego pośpiechu, ważąc każde słowo. 

            – I stwierdzasz to tak spokojnie? – zapytała Eleonora. 

            Diego doskonale wiedział, że dziewczyna we wszystkim poprze Fabrizia, którego skrycie darzyła uczuciem. Przystojny brunet zawrócił w głowie niepozornej dziewczynie i chyba jako jedyny nie miał pojęcia o tym, że już od dość dawna skrycie się w nim podkochiwała. Byli najmłodszymi członkami Rady i był to jeden z głównych powodów tego, że trzymali się razem. Z drugiej strony było jeszcze uczucie, jednakże Fabrizia przepełniały w głównej mierze niezdrowe ambicje, a widząc oddanie dziewczyny, czerpał z niego korzyści.

            – Jeżeli to miałoby sprawić ci przyjemność, powiem to z mniejszym spokojem, Eleonoro – stwierdził Diego, uśmiechając się nieznacznie.

            Pomimo wszystko, lubił dziewczynę, gdyż wiedział, że Fabrizio jedynie ją wykorzystuje, a ona zaślepiona była uczuciem do chłopaka, które mimo wszystko przed nim ukrywała. Być może Fabrizio spojrzałby na nią inaczej, gdyby była oszałamiającą pięknością. Jednak Eleonora była dość niska, przy czym sylwetkę miała krępą, a budowę ciała miała bezkształtną. Brak tali sprawiał, że jej figura wyglądała jak ociosana. Buzię miała sympatyczną. Duże brązowe oczy i zadarty nos, na którym widniały śladowe piegi. Długie czarne włosy, były jednym z niewielu atutów dwudziestopięcioletniej Włoszki.

            – Dość tego! – przerwał Ananiasz. – Fabrizio, myślę, że za daleko się posunąłeś, zrzucając winę na kogokolwiek z nas. 

            – Ale Diego… – zaczął chłopak, lecz nie dane było mu skończyć. 

            Ananiasz nie tolerował wzajemnych oskarżeń, szczególnie, gdy wysnuwał je niedoświadczony i narwany Fabrizio, który był od nich o wiele młodszy i do Rady dostał się dopiero niedawno.

            – Diego opiekował się Goranem z mojego polecenia. A to, że chłopak postanowił złamać zasady, nie jest niczyją winą. Nikt nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót. Zamiast rzucać oskarżenia, pomyślmy lepiej jak pozbyć się problemu.

            – Nie ulega wątpliwości, że on musi zostać jak najszybciej wyeliminowany – powiedziała Noemi, która miała swe osobiste powody, aby pragnąć unicestwienia chłopaka. 

            Jakiś czas temu uwiódł on jej wnuczkę, która uciekła wraz z nim i niestety przypłaciła to życiem. Okoliczności tej śmierci pozostały do tej pory tajemnicą.

            – Przekroczył pewne granice. Gdyby po prostu odszedł, nie byłoby problemu – ciągnął Luciano. – Jednak on nie kontroluje już swego zachowania, a to może być dla nas zgubne.

            – Nie ma innego wyjścia? – zapytał Ananiasz, chcąc poznać zdanie członków Rady oraz ich argumenty. Wyeliminowanie Wtajemniczonego bywało czasami dość kłopotliwe, w tym przypadku właśnie tak było. 

            – Dobrze wiesz, że on nas za bardzo naraża. Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, co stałoby się, gdyby nasza tajemnica ujrzała światło dzienne – powiedział ze złością Fabrizio.

            – Obawiam się, że jest coś jeszcze. – Usłyszeli melodyjny, kobiecy głos.

            – Słucham, Eleno. – Ananiasz uśmiechnął się do siedzącej naprzeciwko niego szczupłej, krótko obciętej, niebieskookiej blondynki.

            Od zawsze miał w stosunku do niej jakiś sentyment. Piękna kobieta sprawiała wrażenie jakby potrafiła oszukać czas. Miała w sobie zarówno dojrzałość jak i witalność. Gdyby nie miała dorosłej córki i syna, można by spokojnie dać jej góra trzydzieści lat. Miała ich o wiele więcej. Nikt jednak nie wiedział ile dokładnie. Pojawiła się w Radzie niespodziewanie i pozostali członkowie tak naprawdę niczego o niej nie wiedzieli. Podejrzewali, że łączyło ją z Ananiaszem coś więcej niż przyjaźń, aczkolwiek nikt nigdy nie poruszył tego tematu. Jeżeli coś było między tą dwójką, pozostawało to jedynie ich tajemnicą. 

            – Myślę, że mogą zbuntować się również inni – powiedziała spokojnym głosem. – Sami wiecie, że wielu odsunęło się od nas. Próbują żyć normalnie, ale nie wiem czy możemy im na to pozwolić – dodała sugestywnie. – Poczynania Gorana mogą sprawić, że inni pójdą za jego przykładem. On przecież nie odszedł, on próbuje nas zniszczyć. Jego występki nie są unikami. To ataki na naszych ludzi.

            – To akurat jest śmieszne. Nigdy mu się nie uda nas zniszczyć, Eleno. – Usłyszeli Fabrizia.

            – Oczywiście, że mu się nie uda. Jednak notoryczne sprzątanie po nim brudów zaczyna być kłopotliwe. Ataki na naszych ludzi też przestały już śmieszyć – wtrącił wyprowadzony z równowagi Giuseppe, którego powoli zaczynały już drażnić wypowiedzi narwanego chłopaka.

            – A ty Diego, co o tym myślisz? – zapytał Ananiasz i spojrzał w stronę siedzącego naprzeciw niego mężczyznę. 

            Zawsze bardzo liczył się z jego zdaniem. Byli najstarszymi członkami Rady. Od wielu lat kontrolowali wszystkie wydarzenia, jakie dotyczyły Wtajemniczonych. 

            – Myślę, że Elena może mieć rację. Powinniśmy być przygotowani na to, że zbuntuje się ktoś jeszcze. Ci, którzy odsunęli się w cień, nie stwarzają w tym momencie problemu, ale niewykluczone, że Goran postara się ich zjednoczyć, a to mógłby być już duży problem. Nie możemy do tego dopuścić – powiedział po chwili milczenia.

            – Więc postanowione – zadecydował Ananiasz. – Goran musi zostać jak najszybciej wyeliminowany.

            – Zajmę się tym – powiedział pośpiesznie Fabrizio, który tylko czekał na taką decyzję.

            – Nie – zaprotestował Ananiasz, a następnie zwrócił się do Diego. – Chciałbym żebyś ty się tym zajął.  Znasz go lepiej niż każdy z nas. Goran zaskoczył wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że będzie aż tak silny, a jedynie ty byłeś z nim wystarczająco blisko. 

            – Dobrze – przytaknął krótko Diego.

            – W takim razie postanowione. Dziękuję wam za przybycie – powiedział Ananiasz.

            Zanim wszyscy wyszli, poprosił Diego, aby jeszcze chwilę został. Z wyrazu jego twarzy, jak zawsze nie można było niczego wyczytać. Diego zastanawiał się, o co mogło mu chodzić. Bo przecież gdyby sprawa dotyczyła jedynie Gorana, to nie chciałby z nim rozmawiać na osobności.

            – Potrzebujesz mojej pomocy? – zapytał Ananiasz.

            – Poradzę sobie. Franco mi pomoże. 

            – Jesteś pewien, że chcesz w to wciągać swojego syna? – zapytał, a Diego miał ochotę odpowiedzieć mu, że jego syn już od dawna jest w to wszystko wciągnięty. Jednak podejrzewał, że Ananiaszowi chodzi o coś jeszcze.

            – Nie martw się tym, Ananiaszu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wyeliminować Gorana zanim narobi jeszcze większych szkód.

            – Dobrze. – Usłyszał.

            – Czy jest coś jeszcze, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? – zapytał, widząc, że mężczyzna uważnie mu się przygląda, tak jakby miał do niego jakąś sprawę, ale nie wiedział, od czego zacząć.

            – Właściwie tak – powiedział Ananiasz. – Chciałbym wiedzieć, jak się miewa twoja wnuczka.

            – Doskonale – odpowiedział krótko Diego. Tego tematu nie chciał poruszać z żadnym Wtajemniczonym.

            – Czy nie zauważyłeś u niej niczego niepokojącego? – Usłyszał i westchnął. Widział już, że mężczyzna nie odpuści.

            – Nie, Ananiaszu. Moja wnuczka jest zwykłą dziewczyną i prowadzi normalne życie. Nie jest jedną z nas i nigdy nią nie zostanie. Jeżeli zaobserwuję u niej coś niepokojącego, powiadomię cię o tym. Możesz być tego pewien – powiedział stanowczo, a Ananiasz roześmiał się.

            – Będzie tak, jak mówisz – odparł, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Diego tak nieprzejednany mógł być jedynie w chwili, gdy sprawa dotyczyła jego rodziny.

            – Rain jest tylko małym ziarenkiem, a ja dopilnuję, żeby nigdy nie została Wtajemniczoną – powiedział zdecydowanie.

            – W takim razie będziemy w kontakcie – powiedział Ananiasz. – Informuj mnie, proszę, na bieżąco w sprawie Gorana. 

            – Oczywiście – powiedział Diego i ruszył w stronę drzwi.

            Gdy tylko opuścił budynek, odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Nie lubił tych spotkań, lecz niestety były konieczne. Wszedł na schody i uniósł głowę do góry, co sprawiło, iż zalały go promienie słoneczne, na co uśmiechnął się i westchnął. Tu, w Rzymie, słońce świeciło inaczej, a może był to jedynie sentyment z dawnych lat.

            – Małe ziarenko – szepnął i zaczął schodzić na dół, gdzie czekała już na niego limuzyna. 

            W tamtym momencie nawet nie pomyślał o tym, że czasem małe ziarenko może spowodować lawinę, która będzie w stanie narobić przeogromnych zniszczeń.  

 

            Gdy dotarł na lotnisko, samolot był już przygotowany. Nie było pośpiechu, ale chciał jak najszybciej dotrzeć do domu. Spotkanie nieco go zaniepokoiło. Oczywiście sprawa Gorana nie była głównym tego powodem. Chłopak był niebezpieczny, bardziej niż im wszystkim się wydawało. Jednak Diego zdawał sobie sprawę z tego, że jego wnuczka mogła dostarczyć mu jeszcze większych kłopotów. Doskonale wiedział, że dla wszystkich Wtajemniczonych była ona solą w oku. Napawała ich obawą, a Diego zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby komukolwiek z nich przyszło do głowy zbliżyć się do niej, to on nie zawahałby się przed niczym. Dla wnuczki był gotów posunąć się nawet do ostateczności. Również fakt, że Ananiasz zapytał go o nią, nie był zbyt optymistyczny. Ananiasz był dobrym przyjacielem i wielkim sprzymierzeńcem, gdy jednak sprawa dotyczyła wnuczki Diego, wszystko przybierało inny obrót.

            Nie zdawał sobie wtedy sprawy z tego, że jego wnuczka w tym momencie nie była dla nikogo zagrożeniem. I że to, co w niej tkwiło, jeszcze się nie przebudziło.

            W Neapolu przesiadł się do limuzyny. W domu był w niecałe trzydzieści minut. Już w holu dopadła go Nicoletta. Gdy tylko ujrzał wyraz jej twarzy, westchnął ciężko. Jeszcze tego mu brakowało. Nicoletta była jego daleką krewną i nie mając rodziny przeprowadziła się do niego wraz ze swym bratem. Prowadziła dom i zajmowała się wszystkimi sprawami dotyczącymi pracowników.

            – Co tym razem zrobił Luca? – zapytał zdając sobie sprawę, że kobieta znowu będzie użalała się na jego wnuka.

            – Skąd wiesz, że chodzi o Luca? – odparła zdziwionym głosem.

            – Ponieważ zawsze o niego chodzi – odpowiedział i skierował się w stronę gabinetu, licząc na to, że kobieta zrezygnuje z dalszej rozmowy.

            – Wjechał motorem do domu – oświadczyła wchodząc za nim do pokoju.

            – Czy coś jeszcze? – zapytał spokojnym głosem, wiedząc, że jego wnuk zazwyczaj przekraczał dozwolone granice i jego wybryki bywały o wiele bardziej zaawansowane. Czasem nawet za bardzo, co sprawiało, że wyciągnięcie chłopaka z opałów bywało bardzo trudne.

            – No… no i przyprowadził dziewczynę – powiedziała Nicoletta zgorszona.

            – To akurat mnie nie dziwi. Byłbym raczej zaskoczony gdyby tego nie zrobił – przyznał ze śmiechem Diego, zdając sobie sprawę, że Luca jest strasznym kobieciarzem. 

            – One były dwie. Później zabrał je do pokoju i…

            – Nicoletto, czy chcesz mi opowiadać, co tam robili? Wolałbym abyś mi tego oszczędziła.

            – Chryste panie, nie chcę mówić, co oni tam robili – wykrzyknęła kobieta łapiąc się za głowę. – Jestem pewna, że…

            – Podsłuchiwałaś ich? – zapytał wchodząc jej w zdanie.

            – Na Boga, nie! – przerwała mu, może nawet zbyt szybko, co wzbudziło w nim pewne podejrzenia.

            – Nicoletto, Luca jest młodym chłopakiem i takie rzeczy to u niego normalna sprawa. Chyba nie wymagasz od niego, żeby przesiadywał w domu i czytał książki? – powiedział rozbawiony, a Nicoletta zmarszczyła czoło.

            – Jakąś mógłby od czasu do czasu przeczytać – mruknęła pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że Luca nie jest typem mola książkowego. 

            – Jakąś konkretną? – Usłyszeli i obejrzeli się za siebie.

            W drzwiach, oparty niedbale o futrynę, stał młody, przystojny chłopak. Miał lekko wilgotne, kruczoczarne włosy. Długie do połowy szyi i lekko pofalowane. Śniada karnacja oraz wielkie błękitne oczy niesamowicie ze sobą kontrastowały i idealnie komponowały się z ciemną oprawą oczu, sprawiając, że nie sposób było rzucić mu jedynie przelotnego spojrzenia. Był wysoki i szczupły. Rozpięta koszula odkrywała idealną rzeźbę jego ciała. Luca był chłopakiem, za którym szalały wszystkie kobiety. Niezależnie od swego wieku. 

            – Nicoletta zdała mi właśnie relacje z twoich dzisiejszych poczynań – powiedział pobłażliwie Diego, uśmiechając się pod nosem. – Może chciałbyś to jakoś skomentować?

            – Letty, chyba nie powiedziałaś dziadkowi, że wykradłem twoje majtki? To była tylko jedna para. Kupię ci w zamian takie bardziej zmysłowe. Lubisz czarne koronki? – zapytał z szelmowskim uśmiechem, przyglądając się jak twarz kobiety robi się coraz bardziej purpurowa.

            Miał świadomość tego, że całkiem konkretnych rozmiarów sylwetka Nicoletty zdecydowanie komicznie wyglądałaby w koronkowej bieliźnie.

            – Ty hultaju!! – wydarła się ciotka. – Na miłość boską, co ty sobie wyobrażasz nicponiu?

            – Spokojnie Letty, tylko żartowałem – powiedział, próbując ukryć rozbawienie, spowodowane gwałtowną rekcją ciotki.

            – Ja ci kiedyś pożartuję ty obwiesiu! – krzyknęła i skierowała się do wyjścia, po chwili słychać było już tylko jej kroki w holu i narzekanie. 

            – Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że twoja ciotka właśnie poszła przeliczyć bieliznę i mam nadzieję, że doliczy się każdej sztuki – powiedział Diego, starając się, aby jego głos zabrzmiał groźnie.

            – Jeżeli coś jej nawet zginęło, to zapewniam, że nie jestem za to odpowiedzialny – stwierdził, podnosząc przy tym do góry ręce. – Ale chyba wpadł jej w oko chłopak od basenu. Zauważyłem, że dość często nosi mu lemoniadę – powiedział, a właściwie krzyknął, chcąc, aby doszło to do uszu Nicoletty.

            – Kiedy ty wreszcie spoważniejesz Luca? – Diego pokręcił ze śmiechem głową.

            – A co dokładnie masz na myśli? – zapytał chłopak siadając w fotelu naprzeciwko biurka, przy którym siedział Diego.

            – Przez ciebie Nicoletta nabawi się nerwicy. Za każdym razem gdy wracam do domu i widzę jej rozbiegane spojrzenie, wiem, że za moment padnie twoje imię i usłyszę jakąś nową rewelację.

            – Czy powinienem…

            – Luca, ta rozmowa nie jest konieczna. Bardziej drażnią mnie jej skargi, niż twoje postępowanie. Mimo wszystko wolę słyszeć narzekania Nicoletty, niż odbierać telefony od jakiegoś przedstawiciela władzy – powiedział, znacząco spoglądając na chłopaka.

            – Czy chodzi o tę przepychankę w barze? – zapytał Luca.

            – Zdemolowaliście cały lokal. Ty to nazywasz przepychanką? Wylądowałeś na pogotowiu. Czy według ciebie było to skaleczenie?

            – Tylko kilka szwów. Sam wiesz, że bywało gorzej – odparł chłopak wzruszając ramionami.

            – Niestety wiem i nie jestem z tego zadowolony – powiedział wzdychając. – Ale tym razem nie chodzi mi o tamtą przepychankę, Luca – stwierdził.

            – O limuzynę? Przecież już ją naprawili. – W głosie chłopaka było zaskoczenie.

            – Była uszkodzona? – Diego wybałuszył oczy na wnuka.

            – Nic o tym nie wiem – powiedział chłopak przeciągając słowa, zorientowawszy się, że się wygadał. 

            – Dzwonił mój przyjaciel. Podobno spotykasz się z żoną burmistrza. 

            – Z córką – rzucił krótko chłopak. – I spotykasz się, to za dużo powiedziane.

            – Jaką córką? – zapytał lekko już zniecierpliwiony Diego.

            – Córką burmistrza.

            – Luca, do jasnej cholery. Burmistrz nie ma córki. Ma dwóch synów z pierwszego małżeństwa. I bardzo młodą małżonkę. W co ty się znowu pakujesz? Ten facet jest zapatrzony w tą kobietę jak w obrazek – powiedział wyprowadzony z równowagi.

            – Wyglądała na jego córkę.

            – Bo mogłaby nią być – oświadczył Diego. – Co nie zmienia faktu, że nią nie jest.

            – To jednorazowy nume... przygoda – dokończył po zastanowieniu, a Diego parsknął śmiechem.

            – Całkiem problematyczna ta twoja przygoda.

            – Czy miałeś przez to jakieś kłopoty? – zaniepokoił się chłopak.

            – Luca, musisz wiedzieć, że jeżeli o mnie chodzi, to burmistrz nie jest absolutnie żadnym problemem. Nie byłby nim nawet prezydent ani żaden polityk. Mam takie wpływy, że poradziłbym sobie nawet z papieżem – oświadczył nieskromnie.

            – Więc w czym problem? – zdziwił się.

            – W tym, że gdyby ten facet zastał cię w łóżku ze swoją małżonką, to mógłby zareagować zbyt nerwowo i w efekcie wysłałby cię na tamten świat, a z Bogiem już nie mógłbym pertraktować. 

            – Raczej nie zastałby nas w łóżku, ponieważ nawet do niego nie dotarliśmy – stwierdził chłopak, a Diego westchnął.

            – Zaoszczędź mi proszę szczegółów – odparł i chcąc zmienić temat, dodał. – Jaki masz problem?

            – Słucham?

            – Zazwyczaj nie przychodzisz do mnie o tej porze, ubrany w mokre ciuchy. Jak mniemam masz do mnie jakiś interes. Zatem mów.

            – Właściwie tak – powiedział marszcząc czoło. – Chciałem zapytać czy będzie ci potrzebny odrzutowiec. Mam pewne plany i potrzebuję dostać się na inny kontynent – To dość nagląca potrzeba.

            – Mam nadzieję, że ta twoja nagląca potrzeba nie ma męża – mruknął pod nosem.

            – Wydaje mi się, że nie. – powiedział niepewnie Luca, a Diego pokręcił z dezaprobatą głową.

            – A wiesz chociaż jak ma na imię? – zapytał.

            – Sofia… Chyba – stwierdził z wahaniem Luca, a starzec westchnął zrezygnowany. Nie było sensu z nim dyskutować.

            – Sam nie wiem, Luca. Chyba powinienem lecieć do Stanów. Chciałbym porozmawiać z Ethanem. Chodzi o Rain – powiedział Diego, nad czymś się zastanawiając. Luca ożywił się słysząc imię kuzynki.

            – Ruda ma kłopoty? – zapytał zaciekawiony, a Diego odniósł wrażenie, że był aż za bardzo zaciekawiony.  

            – Skąd ci to przyszło do głowy? – oświadczył z naganą. – Oczywiście, że nie ma. Rain, w przeciwieństwie do ciebie, nie sprawia żadnych problemów.

            – No tak. Święta Rain, niech Bóg jej błogosławi – powiedział z przekąsem. – To, co z tym odrzutowcem? Możesz przecież zadzwonić do Ethana. Zresztą, niedługo impreza, więc twoja obyczajna wnuczka sama złoży ci wizytę.

            – Masz rację, nie powinienem im zawracać głowy. Gdyby coś się działo, to Ethan sam by się ze mną skontaktował. A z tego, co wiem, to mają teraz jakieś trudności w firmie, więc nie ma potrzeby dodatkowo go stresować – stwierdził i popatrzył na wnuka pobłażliwie. – W takim razie samolot jest do twojej dyspozycji, pod warunkiem, że nie będziesz próbował sam go pilotować – oznajmił.

            – Dziękuję – powiedział chłopak i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się w połowie drogi i gwałtownie odwrócił w stronę biurka. – Dziadku, czy Rain ma jakieś kłopoty? – zapytał, a Diego usłyszał w tonie jego głosu troskę.

            – Nie martw się Luca. Rain nie ma problemów, a znając ją to raczej w żadne kłopoty się nie wpakuje – oświadczył, nie zdając sobie sprawy z tego, że już niedługo Rain przebije Luca w pakowaniu się w kłopoty.

            Przyglądał się chłopakowi, który wpatrywał się w niego tak, jakby chciał się czegoś dopatrzyć w jego twarzy. Zdziwiło go to, bo ani Rain, ani Luca nie darzyli się nigdy sympatią. Wiedział jednak, że Luca sprawia wiele problemów i stwarza wrażenie faceta, który z nikim i niczym się nie liczy, a wszystko poza sobą ma w nosie. Jednakże Diego zdawał sobie sprawę z tego, że Luca jest tak naprawdę niesamowicie wrażliwym chłopakiem i bardzo kocha swoją rodzinę. Szczególnie ojca, którego nie widywał zbyt często. 

            – Kim jest Goran? – zapytał w pewnym momencie Luca, sprawiając, że Diego zamarł. – Czy on ma coś wspólnego z kłopotami Rudej? Mam na myśli Rain – poprawił się.

            – Co wiesz o Goranie i od kogo? – zapytał gwałtownie Diego.

            – Od ojca – odparł krótko Luca.

            – Powiedział ci? Co dokładnie ci mówił? – zaniepokoił się Diego. 

            – Powiedział tobie, gdy rozmawialiście przez telefon. Przechodziłem i usłyszałem to imię, a odniosłem wrażenie, że ojciec był zdenerwowany. Nie zamierzałem podsłuchiwać, więc nie wiem nic poza tym, że jakiś Goran sprawia wam problemy – oświadczył, a Diego odetchnął z ulgą.

            – Goran nie ma nic wspólnego z Rain. To człowiek, który dla nas pracował. Ukradł pewne dokumenty i zniknął, teraz twój ojciec próbuje go odszukać – skłamał. – A Rain nie ma żadnych problemów. Po prostu chciałem sprawdzić, co u nich słychać. 

            – Powiedziałeś, że chodzi o Rain. – Luca obstawał twardo przy swoim. Diego zdał sobie sprawę, że chłopak nie odpuści.

            – Nie odbiera telefonów od kilku dni. Dziś się do niej dodzwoniłem, ale zbywała mnie i pomyślałem, że…

            – Zarówno ty, jak i Ethan z Ryanem robicie z niej kalekę. Nic dziwnego, że później zachowuje się tak, jakby uciekła z zamkniętego zakładu. Dziadku, ona jest już dorosła, przestańcie wreszcie obchodzić się z nią jak ze zgniłym jajkiem – powiedział ze złością w głosie. – Robicie jej krzywdę.

            Diego spoglądał w stronę drzwi, za którymi zniknął jego wnuk i dotarło do niego to, że chłopak ma w pewnym sensie rację. Jednak, gdyby Luca znał prawdę o swej kuzynce, wtedy zrozumiałby, że inaczej nie można z nią postępować i dla jej własnego dobra powinno się ją obserwować. Jedyną pociechę stanowił fakt, że dziewczyna była bardzo spokojna i nigdy dotąd nie sprawiała problemów.

            Diego zorientował się w pewnym momencie, że nie jest sam w pokoju i wpatrują się w niego oczy stojącej przy drzwiach Nicoletty.

            – Nie mam czasu – powiedział wzdychając z rezygnacją.

            – Zajmę tylko minutę. – Usłyszał i spojrzał na nią zaskoczony.

            – Tylko minutę? To coś nowego – wymamrotał pod nosem.

            – Chciałam powiedzieć, że chłopakowi od basenu zaniosłam lemoniadę tylko dwa razy. Może trzy, ale nie więcej. Było gorąco i zrobiło mi się go szkoda, a Luca kłamie jak najęty.

            – Oczywiście, Nicoletto. Ani przez moment nie wierzyłem w jego słowa. Przecież doskonale go znam i wiem, jakim łajdakiem potrafi być – powiedział i ujrzał, jak na twarzy kobiety wykwita uśmiech. – Prawdę mówiąc, to myślałem nawet, żeby wysłać go na jakieś studia za granicą. 

            – Co? – zapytała zaskoczona Nicoletta, a mina jej zrzedła. – Po co? A bo tu mu źle?

            – Jemu nie, ale ty masz przez niego same problemy – powiedział, wiedząc, że tak naprawdę Letty darzy chłopaka ogromną sympatią, a choć starała się to ukryć, to zarówno on, jak i Rain byli jej ulubieńcami.

            – Ale Diego…

            – Może wysłać go do szkoły wojskowej? Co o tym myślisz? Tam nauczyliby go dyscypliny.

            – Zdurniałeś? Przecież tam nie daliby mu jeść i ogoliliby chłopaka na łyso – powiedziała z przejęciem. 

            – Ale mi chodzi jedynie o ciebie. Nie chcę, aby sprawiał ci problemy, Nicoletto – mówił.

            – Dam sobie z nim radę. Nie musisz nigdzie go wysyłać. A chłopak od basenu nie dostanie już ode mnie ani jednej szklanki lemoniady – oświadczyła i wyszła z gabinetu, a Diego parsknął śmiechem. 

            Zdawał sobie sprawę, że teraz przynajmniej przez jakiś czas będzie miał spokój z uskarżaniem się na wnuka. Wiedział, że kobieta będzie się obawiała, iż spełni swą prośbę i oddeleguje Luca do szkoły wojskowej. A przecież na samą myśl, że głodziliby go tam, dostawała apopleksji, ponieważ jej życiową misją było dokarmić wszystkich wokoło. 

            Diego podszedł do okna i wpatrywał się w ciszy w zachodzące słońce, które nabrało wyjątkowo intensywnej purpurowej barwy. Czuł lekki chaos na myśl o Rain. Od zawsze była tajemnicą. Taką, której każdy był ciekaw, jednak nikt nie odważył się nigdy poznać. 

            – Wszystko będzie dobrze – szepnął sam do siebie, a jego oczy na chwilę zmieniły barwę, która na jeden krótki moment całkowicie pochłonęła swym złotawym kolorem czerń źrenic. 

            Nagle jego twarz nabrała innego wyrazu. Oblicze starego człowieka ożywiło się sprawiając, że ktoś postronny na ten widok poczułby dreszcze. Nikt nie zwróciłby już uwagi na pooraną zmarszczkami skórę i siwe włosy mężczyzny. Teraz jego oblicze pulsowało żywotnością. Zamrugał powiekami, na powrót przywracając swym oczom normalny wygląd. W tym momencie rozległ się dźwięk telefonu. Gdy odebrał, usłyszał głos syna.

            – Wszystko w porządku, Franco? – zapytał zaniepokojony.

            – Nie, ojcze.

            – Co się stało?

            – Goran przez kilka tygodni był we Włoszech. W Salerno. Zostawiał ślady w różnych miejscach w całej Europie, jeździłem za nim jak kretyn, a on był pod twoim nosem. Nie mam pojęcia jak on to robi.

            – Jesteś pewien, że tu był?

            – Tak ojcze. Myślę, że on celowo chciał pokazać nam, że ma nad nami przewagę.

            – Być może, Franco. Ale Goran myli się całkowicie – powiedział po chwili zastanowienia Diego.

            – W czym ojcze?

            – On nigdy nie miał i nie będzie miał nad nami przewagi – powiedział i spojrzał przez okno gabinetu. Promienie zachodzącego słońca odbiły się w jego oczach, które na moment ponownie zmieniły swą barwę.   

            – Co teraz zrobimy? 

            – Masz jakieś informacje o miejscu jego pobytu? Nadal jest we Włoszech? – zapytał.

            – Z tego, co wiem nie ma go już w Europie. Dzwoniłem do swoich ludzi, między innymi do Riley. Przyleci do mnie najbliższym lotem.

            – Czy to ta dziewczyna, o której ostatnio rozmawialiśmy? – zapytał Diego.

            – Tak, ojcze. Jestem w tej chwili we Francji. Mam tu coś do załatwienia, ale jutro już wracam. 

            – To dobrze. Musimy coś zrobić z Goranem. Zaczyna coraz bardziej działać mi na nerwy. Jak myślisz gdzie on teraz może być?

            – Według informacji, które zdobyli moi ludzie jest teraz w Stanach – powiedział zniżając głos.

            – W Stanach? Ale dlaczego? Przecież do tej pory nie opuszczał Europy – zaniepokoił się Diego. – Co on kombinuje?

            – Nie wiem, ojcze, ale mi również się to nie podoba – odparł.

            – Myślisz, że może to mieć jakiś związek z Rain? – zapytał starzec z obawą.

            – Mam nadzieję, że nie. Informacje jeszcze nie są pewne, być może nadal jest w Europie. Jeżeli tak, to zajmę się nim jak najszybciej. Gdy tylko przyleci Riley.

            – Nie – przerwał mu Diego. – To zbyt ryzykowne. Opowiadałeś mi o tej dziewczynie. Wydaje się być odpowiednią osobą.

            – Do czego odpowiednią?

            – Gdyby Goran był w Stanach, Rain mogłaby być w niebezpieczeństwie. Będziemy musieli jak najszybciej się go pozbyć. A ta dziewczyna przyda się bardziej w Stanach.

            – Nie rozumiem, ojcze. Goran przecież niczego nie wie. Nie wie nawet, kim jest Rain. Nie wiem czy on w ogóle wie, że ona istnieje. A już zupełnie nie rozumiem, co miałaby robić tam Riley? Przyda mi się bardziej tu, na miejscu – powiedział zdezorientowanym tonem.

            – Nie możemy mieć pewności, jakie informacje posiada Goran i nie powinniśmy ryzykować. Rain jest bezpieczna, ale wolałbym żeby ktoś był blisko niej gdyby stało się tam coś nieoczekiwanego. Z tego, co mówiłeś o tej dziewczynie, wydaje mi się, że będzie się idealnie nadawała – powiedział.

            – Ale do czego? – drążył Franco.

            – Wytłumaczę ci, jak się spotkamy. A teraz daj mi jej numer telefonu – powiedział stanowczo.

 

 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like catwalk's other books...