nieśmiertelne poranki

 

Tablo reader up chevron

popękane malinowe usta

Dwójka ludzi siedziała po dwóch różnych stronach małego mostu. Oboje byli zajęci swoimi sprawami, ale oboje również pragnęli od nich uciec i zaznać chwili spokoju. Dwójka nastolatków pragnęła zapomnieć o swoim małym nałogu i znaleźć odpowiednie dla siebie miejsce w świecie. Chłopak siedział tuż przy końcu mostu. Jego nogi bezwładnie zwisały w dół, a nagie stopy dotykały zimnej wody. Jego ręce oparte były na poręczy, a na nich leżała głowa. Wzrok miał całkiem zagubiony, jakby w ogóle nie był obecny. Myślał, bo tylko to mógł robić, kiedy tylko chciał. Myślał o wszystkim i o niczym. Zastanawiał się, jak zmienić swoje życie, jak wpleść w nie radość i szczęście i jak wreszcie zostać wolnym. 

Dziewczyna siedziała na początku mostku, rytmicznie wystukując palcami rytm. Spoglądała na szparki w drewnianym mostku, niekiedy natrafiając na malutką rybę, która akurat przepływała. Uśmiechała się wtedy, ale przestawała, gdy zaczynała gubić rytm. Czasami jej palce zatrzymywały się na krótkie chwile, by zapisać w swoim zeszycie jakąś nową myśl, która aktualnie pojawiła się w jej głowie. Nie były to żadne mądrości. Dziewczyna starała się stworzyć coś z niczego. Jej myśli były chaosem, który chciała uporządkować.

— Kiedy uderzasz delikatniej, dźwięk jest lepszy. — Usłyszała nad swoją głową przyjemny głos, który przez chwilę wydawał się brzmieć tylko w jej myślach. Dziewczyna ani na chwilę nie przestała wykonywać swoich czynności, ignorując osobę przyglądającą się jej.

Chłopak stał nad nią, intensywnie spoglądając na ruszające się palce dziewczyny. Chciałby móc pokazać jej jak powinna to robić, aby brzmiało o wiele lepiej, ale w głębi duszy czuł, że nie jest mile widziany i cisza, którą uzyskał w odpowiedzi potwierdziła jego myśli. Przeszedł obok niej i stanął naprzeciwko, by uważnie przyjrzeć się skupionej twarzy. Lekko się uśmiechnął, gdy dziewczyna wreszcie zwróciła na niego uwagę.

— Nic ci nie zrobię, dałem tylko dobrą radę, z której jeszcze lepiej skorzystałaś. Powinnaś chociaż podziękować. — Odwrócił się i kontynuował dalszą drogę do miejsca, które nie ma dla niego żadnego znaczenia, ale z jakiegoś powodu zawsze do niego wraca.

— Myślałam, że to głos w mojej głowie. — Dziewczyna dorównała mu kroku, chaotycznie chowając swoje rzeczy do torby. - Czasem tak mam. Ludzie coś do mnie mówią i to wydaje się jakby było wymyślone przeze mnie.

— To jakaś choroba? — Spojrzał na nią, dostosowując tempo do jej możliwości.

— Nie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Jestem Crystal. — Wysunęła dłoń w jego stronę i po chwili oboje się uścisnęli.

— Justin.

W ciszy wspólnie szli tą samą drogą i tylko jedno z nich miało wyznaczony cel. Justin wiedział, że jego droga już dawno się skończyła, ale specjalnie wydłużał wędrówkę, będąc ciekawym dokąd podąża jego towarzyszka. Po kilkunastu minutach krążenia w kółko, zaczął się niepokoić i domyślał się, że torba prawdopodobnie wypełniona jest ciuchami, a nie podręcznymi rzeczami. W chwili, w której zaczął zapadać zmrok, a Crystal wciąż nie zniknęła za żadnymi drzwiami, był pewien swoich podejrzeń i tego, co powinien zrobić.

— Tu mieszkam — powiedział, gdy kolejny raz przechodzili obok jego domu. Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na średniej wielkości budynek ozdobiony dekoracjami świątecznymi. Zaśmiała się uświadamiając sobie, ile czasu minęło od świąt.

— Czemu ich nie zdejmiesz? — Zapytała, wskazując palcem na kolorowe lampki.

— To tylko stereotyp o tym, że dom powinien być strojony na jakieś okazje. Mój świeci cały rok i to czyni go wyjątkowym. Czy nie o to chodzi w życiu? Być innym od reszty i czuć się z tym dobrze? — Crystal uniosła lekko kąciki ust i pokiwała głową, przyznając chłopakowi rację.

— Na mnie już czas... — Opuściła głowę w dół, gdy szybkim uściskiem pożegnała Justina i ruszyła w dalszą drogę donikąd,

— Wiem, że nie masz gdzie iść — powiedział, gdy zrobiła zaledwie dwa kroki w przód.

— M-mam — odpowiedziała, ignorując wzrok chłopaka.

— Więc pozwól mi odprowadzić się do domu. — Jego pewny siebie głos złamał Crystal. Dziewczyna westchnęła i z trudem spojrzała na Justina.

— Poradzę sobie.

— Zawrzyjmy umowę. Ty nie masz gdzie mieszkać, ja muszę uwolnić się od nałogu, więc oboje możemy sobie pomóc. Następne dwadzieścia trzy dni, a właściwie poranki, spędzimy razem, począwszy od jutra. I tylko ode mnie zależy jak będzie to wyglądać. Obiecuję, że nie będziemy robić nic, na co nie będziesz miała ochoty.

Przez chwilę trwała między nimi cisza. Crystal zastanawiała się nad tym, czy powinna się zgodzić i zaufać obcemu chłopakowi, czy może czym prędzej powinna uciec i wrócić do domu, w którym ponownie wszystko zacznie się niszczyć i jej życie znów będzie nie kończącym się krzykiem błagającym o pomoc. Podświadomie czuła, że to jej jedyna deska ratunku i jeśli nie skorzysta, wróci do tego, od czego dopiero uciekła. Justin stał w ciszy, czekając na odpowiedź, która prawdopodobnie go usatysfakcjonuje. Jego propozycja była podjęta chaotycznie i w żadnym stopniu nie przemyślana, ale słowa zostały już rzucone na wiatr i wiedział, że nie może tego cofnąć.. nawet nie chciał tego robić.

— Okej. — Uśmiechnęła się.

— Okej. — Justin chwycił jej torbę i oboje skierowali się do środka, by w ciszy ogrzać się przy kubku ciepłej herbaty obok wznoszącego się ognia w kominku.

Tego dnia Crystal wreszcie spokojnie zasnęła a Justin zyskał nadzieję na cud.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

biały sufit

Crystal spacerowała w bosych stopach i luźnej, dużo za dużej bluzce po domu, który wydawał jej się wyjątkowo tajemniczy, ale nie wiedziała jeszcze, ile sekretów skrywa każda ściana. Przyglądała się wystawionym na szafkach ramkom ze zdjęciami i uśmiechała się za każdym razem, gdy uświadamiała sobie, jak wiele zdjęć z dzieciństwa Justina, zostało wystawionych na pokaz. Zatrzymywała się przy tych, które wydawały jej się szczególnie ciekawe i omijała te, na których mały chłopiec był smutny.

W tym samym czasie Justin wciąż leżał na łóżku, nie zdając sobie sprawy z tego, że jego gość od dobrej godziny dowiaduje się o nim nowych informacji. Brunet myślał nad tym, jak powinien wyglądać ich pierwszy poranek. Chciał, by każdy z nich był wyjątkowy i nie zamierzał od tak się poddać już na samym początku, bo nie miał żadnego pomysłu.

Ale najlepsze pomysły przychodzą same, prawda?

Crystal wreszcie weszła do kuchni, która swoją wielkością mogła przypominać dwa pokoje z jej domu. Okręciła się dookoła, aż wreszcie podeszła do okna, by wpuścić do pomieszczenia trochę świerzego powietrza. Jedyne co już zauważyła to fakt, że każde okno jest zamknięte i zasłonięte. To jedyne czego nie potrafiła zrozumieć. Dom przez to wydawał się ciemny i ponury, a unoszący się zapach tytoniu był nie do zniesienia.

— Ja robię śniadanie. — Justin stanął w rogu kuchni, trzymając w dłoni zapalonego papierosa, na którego widok Crystal automatycznie cofnęła się kilka kroków, rytmicznie masując się po ramionach. Jej wzrok skupiał się na małej rzeczy, jakby ją hipnotyzował. Justin od razu to dostrzegł i podnosząc dłoń, zbliżył się do niej, jednak Crystal ponownie cofnęła się kilka kroków.

— N-nie jestem głodna — powiedziała, gdy jej nogi szybko poprowadziły ją do pokoju, w którym Justin pozwolił spędzić jej kolejne kilka nocy.

Minęło paręnaście minut zanim Crystal ponownie zeszła na dół, tym razem ubrana i z ułożonymi włosami. Mogłoby się wydawać, że jej umysł powrócił już do normalnego stanu, gdy otworzyła pierwsze dwie szafki w poszukiwaniu miski. Kiedy wreszcie znalazła naczynie, sięgnęła do lodówki po mleko oraz chwyciła z blatu kuchennego paczkę otwartych płatków. Justin stał przy kuchence, wpatrując się w jej poczynania.

— Powinnam zapytać, czy mogę? — Zerknęła na niego, wsypując do miski płatki.

— Możemy coś zrobić? — Powoli podszedł do niej, zabierając z ręki paczkę. Crystal niepewnie kiwnęła głową, a wtedy wszystkie płatki wysypane zostały na blat.

— Co ty robisz?! Chciałam to zjeść! — Jęknęła, czując wzbierającą się złość.

— Zawsze lubiłem płatki w kształcie liter. — Uśmiechnął się, przywołując do głowy wspomnienia z dzieciństwa. Crystal zachichotała i wzięła kilka płatków, układając wyraz.

— Dzieciak — powiedziała, gdy ostatnia literka znalazła swoje miejsce.

— Załapałaś zanim cokolwiek wytłumaczyłem. — Zaśmiał się, rozwalając napis. — Powiedz, czego się boisz?

— Czy ty zrobisz to samo? — Spojrzała na niego z lekko uniesioną prawą brwią. Justin od razu zaczął szukać właściwych liter i chwilę później tworzył pierwsze słowo.

— Ból? Serio? — Cichy chichot Crystal rozbrzmiał po pomieszczeniu, gdy przeczytała wyraz.

— Twoja kolej, sherlocku. — Kiwnęła głową i wzięła dziewięć literek, które jakby specjalnie na nią czekały.

— Samotność? Czemu?

— Nie boisz się tego, że w końcu zostaniesz sam i nikt nie będzie chciał cię słuchać? Nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi i nikt nigdy nie powie do ciebie dzień dobry albo dobranoc? Cóż, ja się cholernie tego boję i nic na to nie poradzę, ale nie chcę być samotna mimo tego, że już od dawna jestem. Bo widzisz, samotność to nie tylko bycie samemu w dużym domu. Ja jestem wiecznie samotna w tłumie. Mówię do ludzi, którzy nigdy nic nie będą dla mnie znaczyć i widzę ich twarze, chociaż wcale nie chcę. Wszyscy chodzą wokół mnie w grupach, ale ja zawsze chodzę wokół nich sama.

Przez chwilę Justin analizował słowa, które zostały wypowiedziane. Jego głowa przetwarzała wszystko, co dotychczas usłyszał i choć bardzo nie chciał, powoli sam w sobie godził się z tym. Crystal milczała, nie chcąc już nic więcej mówić. Jej dłonie chwytały kolejne literki, tworząc co chwilę nowe słowa.

Pająki.

Schody.

Piwnice.

Ciemność.

Dym.

Sufit.

Pomieszczenia.

— Czemu boisz się sufitu? — Chłopak podszedł do niej. Stojąc obok wpatrywał się w każdy  utworzony wyraz.

— W moim domu jest pokój, w którym sufit jest cały we krwi. Nigdy nikt nie powiedział mi, skąd się wzięła, ale ja wiem.. a przynajmniej domyślam się, czyja jest. — Opuściła głowę w dół i dłonią rozwaliła wszystkie wyrazy.

— Hej, to nasz pierwszy wspólny poranek. Dzisiaj przestajesz się bać jednej rzeczy, którą napisałaś. — Justin lekko się uśmiechnął, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę.

— A czego ty przestaniesz się bać? — Stanęła naprzeciwko niego, opierając jedną rękę o biodro, a drugą o ladę.

— Ludzi.

Pierwszego dnia przezwyciężyli swój strach, ale czy to znaczy, że on nigdy nie wróci wraz ze wspomnieniami? 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

bananowy miód

— Dzień dobry! — Krzyk przeplatał się z muzyką, która została puszczona najgłośniej jak tylko się dało. Justin jak małe dziecko skakał po łóżku, w którym obecnie Crystal próbowała wybudzić się ze snu. Śmiał się z jej min niezadowolenie, ale mimo tego nie przestawał. 

— Jeśli jutro zrobisz to samo, zabiję cię. — Ponuro jęknęła, powoli podnosząc się do góry. Trząc wciąż zaspane oczy, rozejrzała się dookoła i wyszła z łóżka, by w łazience szybko umyć zęby i opróżnić swój pęcherz.

— Nie możesz być taka nudna. — Chłopak rzucił w nią poduszką i odskoczył na bok, gdy Crystal zrobiła to samo.

— A jednak ty możesz być takim dzieckiem? — Zrezygnowana ponownie weszła pod kołdrę i zakryła się nią po samą głowę. - Spadaj stąd, jest pieprzona ósma rano! 

— Nie masz pojęcia ile pożytecznych rzeczy możesz zrobić o pieprzonej ósmej rano! — Crystal wysunęła lekko głowę, by zobaczyć jak Justin kładzie się obok niej. Szybko zajęła miejsce, na które chłopak miał zamiar się położyć, jednak to nie zmusiło go do zaprzestania i chwilę później położył się po stronie, która przez przypadek zrobiła się wolna. 

— Czemu mi to robisz? Tak bardzo mnie nienawidzisz? — Zakryła uszy dłońmi, chcąc zagłuszyć nieprzyjemny dźwięk basu. 

— Jeśli wstaniesz, będziesz mogła włączyć cokolwiek chcesz. — Szeroko się uśmiechnął, mając nadzieję,że to zmusi Crystal do opuszczenia łóżka.. ale tak się nie stało.

— Wstanę, jeśli dasz mi jednorożca. — Podpierając się na łokciach, z szerokim uśmiechem spojrzała na zdumioną minę chłopaka. 

Oficjalnie wygrała.

Wspólnie leżeli w tym samym łóżku, ale tylko jedno z nich czerpało przyjemność z otaczającego ciepła. Crystal próbowała ponownie zasnąć, jednak muzyka rozbrzmiewająca wokół, skutecznie jej to uniemożliwiała. Justin leżał z podpartą na rękach głową i wpatrując się w sufit, zastanawiał się nad tym, czy ten poranek może być tak okropnie nudny, czy powinien coś zmienić. Oboje nie mieli na nic ochoty.. nawet na swoje towarzystwo.

— Chcesz śniadanie? — Po dłuższej chwili Justin wreszcie się odezwał, zdając sobie sprawę z tego, że jego towarzyszka wcale nie śpi.

— Czy codziennie tak będzie? — Uniosła się na łokciu, by wyraźnie przyjrzeć się jego twarzy. — Po co to robisz? 

— Każdego dnia będzie inaczej — odpowiedział, ale jego głos wcale nie brzmiał przekonująco. 

Crystal powoli wyszła z łóżka i podchodząc do krzesła, ubrała leżące na nim ciuchy. Westchnęła, gdy przeczesując włosy dotknęła bolącego miejsca. Teraz jej głowa pulsowała jeszcze bardziej. Mocnym szarpnięciem wyrwała kabelek z gniazdka, ciesząc się, że dłużej nie musi słuchać tej muzyki. Chłopak patrzał na nią, wyraźnie zaniepokojony, gdy stojąc tyłem, masowała jedno miejsce na głowie. Cicho wstał i podszedł do niej, zabierając rękę na bok. Crystal wzdrygnęła się, czując obcy dotyk. Justin ostrożnie odgarniał jej włosy, aż wreszcie dotarł do rozcięcia, które powoli sączyło krew. 

— Musisz iść do szpitala. — Pewnie powiedział, przyglądając się ranie. Crystal gwałtownie się odsunęła, tworząc między nimi duży odstęp.

— Nigdzie nie idę — krzyknęła z nadzieją, że to jakoś przekona chłopaka.

— Więc pozwól mi się tym zająć. — ledwo zauważalnie kiwnęła głową.

Chwilę później jej głowa owinięta była białym materiałem, a rana została dokładnie oczyszczona. Justin w głębi duszy cieszył się ze swojego małego sukcesu, ale wcale po sobie tego nie pokazywał. Jego dłonie trzęsły się z każdym ruchem, a usta drżały, gdy słyszał jęknięcie oznaczające nieprzyjemny ból. 

— Musisz mi zaufać. Nie jestem tym, który będzie cię krzywdził — powiedział, gdy odkładał apteczkę na wcześniejsze miejsce.

Oboje zeszli na dół, gdzie zabrali się za robienie jakiegoś posiłku. Crystal nie miała ochoty na tradycyjne śniadanie, składające się z miski płatków polanych mlekiem. Miała ochotę na coś nowego, zaskakującego. Pragnęła eksperymentować smakiem, choć Justin wcale nie wykazywał tej samej inicjatywy, gdy sięgał do szafki po dwie miski.

— Stój — krzyknęła, wyrywając z jego dłoni naczynia. Szybko schowała je z powrotem i rozejrzała się po pomieszczeniu. 

— Myślałem, że robimy śniadanie — odparł, widocznie zawiedziony.

— Czemu nie spróbować czegoś nowego? — Poruszała brwiami, chcąc jakoś rozbawić chłopaka. 

Podczas gdy Crystal skupiona poszukiwała składników, z których mogłaby zrobić niecodzienne śniadanie, Justin siedział na blacie i uważnie się jej przyglądał. Zastanawiał się, jak ciężką musiała mieć przeszłość, skoro jej lęki są dla niego czymś ekstremalnie dziwnym. Był ciekawy tego, co jej się przytrafiło i musiał się bardzo starać, by nie pytać. Wiedział, że znają się zbyt krótko, by zadawać takie pytania.. właściwie, w ogóle się jeszcze nie znają.

— Możesz jednak dać miski. — Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem. Justin zeskoczył na podłogę i podszedł do szafki, ponownie wyciągając dwie małe miski.

— Czyli wracamy do płatków? — zapytał, stawiając naczynia przed dziewczyną.

— Nie ma mowy. — Zachichotała, wyciągając duży nóż i tackę. — Otwórz. — Podała mu duży słoik miodu, który wywołał jeszcze większy uśmiech niż wcześniej. 

Crystal szybko obrała kilka bananów ze skórki i zaczęła je kroić. Kiedy wreszcie skończyła, połowę wrzuciła do jednej miski, polewając miodem. Ucieszyła się widząc efekt swojej pracy i zrobiła to samo z drugą połową. Zadowolona podała Justinowi jedną miskę wraz z widelcem, życząc mu smacznego zajęła się spożywaniem.

— To jest tak okropnie słodkie, że aż nie dobre. — Spojrzała na chłopaka, który z każdym kęsem robił coraz dziwniejsze miny.

— No wiem. — Jęknęła, śmiejąc się. 

— Mogliśmy wziąć płatki. — Zaśmiał się, wypluwając do śmietnika zawartość buzi.

— Nigdy więcej mnie nie słuchaj. — Zachichotała, odstawiając pustą miskę do zmywarki. 

Drugi poranek przyniósł wiele sprzecznych emocji, które ostatecznie minimalnie zbliżyły do siebie dwójkę ludzi.. ale na jak długo? 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

magiczne słowo

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

drewniane belki

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

herbata czekoladowa

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like dajmond's other books...