RUSH

 

Tablo reader up chevron

Prolog

Nad asfaltem unosił się skwar. Zgęstniałe powietrze przenikała woń rozgrzanej
gumy i wysokooktanowej benzyny. Na polu startowym kłębił się tłum reporterów z mikrofonami i kamerami, personel w barwach swoich zespołów i skąpo ubrane dziewczęta z reklamy, powiewające różnobarwnymi flagami.
Louis wziął kask i rękawice i wyszedł w słoneczny blask Lazurowego Wybrzeża.
Gwar w tłumie nasilił się, od razu też otoczyli go reporterzy, wyciągając w jego stronę mikrofony na długich tyczkach. Jednak on nawet nie podniósł głowy.
Wciąż jeszcze czuł miłą ociężałość po rozkoszach ostatniej nocy. Zwykle odreagowywał stres sesji kwalifikacyjnej, spędzając noc przed startem w chętnych ramionach jednej z hostess. Seks był dobrym sposobem na pozbycie się napięcia przed weekendem Grand Prix.
Ale ostatniej nocy to nie był tylko seks.
- Louis, dobrze, że jesteś.
Naprzeciw wyszedł mu Silvio Girardi, potężny siwowłosy, szef teamu.
- Mogłeś jeszcze pospać.
Louis uśmiechnął się krzywo.
- Gdybym miał więcej czasu, raczej nie zmarnowałbym go na sen.
Silvio przewrócił oczami i wzniósł ręce w geście udawanej rozpaczy.
- Nasz nowy sponsor nie życzy sobie skandali. Żadnego alkoholu, żadnych panienek. Rozumiesz? Widziałeś się chyba wczoraj z jego przedstawicielem?
- Nie z nim.
- Nie? - Silvio zmarszczył brwi. - Mieli przysłać szefa marketingu. Jakiegoś Dominika.
- Jego żona niespodziewanie zaczęła rodzić. Przysłał swoją asystentkę.
- Dziewczynę?
Louis uśmiechnął się niemal niezauważalnie.
- Dziewczynę.
Silvio nerwowym gestem odwrócił bejsbolówkę tyłem do przodu i parsknął pogardliwie.
- Cóż, mam nadzieję, że byłeś dla niej miły. Potrzebuję pieniędzy. Tobie płacą miliony za ściganie się samochodem, którego przygotowanie kosztuje miliony mnie. Zastanów się, czy to w porządku. - Długimi krokami okrążał niski, szmaragdowozielony bolid, oklejony reklamami. - Czas, żebyś pokazał, co jest warte to cacko. - Z rozmachem klepnął Louisa w ramię i zaczął rozmawiać z mechanikami.
Louis nadal przeczesywał wzrokiem tłum, poszukując kasztanowej głowy
pośród farbowanych blondynek i ciemnowłosych.
Owionął go znajomy zapach perfum i szyję otoczyły mu opalone ramiona.
- Powodzenia - wpadł mu wprost do ucha szept jego asystentki.
Odsunął się, hamując rozdrażnienie, i rozejrzał ponad jej ramieniem.
- Dzięki, Suki. Gdzie jest Kate?
- Jak poszło spotkanie z dziewczyną z Clearspring? Chyba nie przetrzymała cię za długo?Wyglądała dosyć... - lśniące wargi wykrzywił znaczący uśmieszek - ...poważnie.
- W porządku. - Jak dla niego, spotkanie okazało się zdecydowanie za krótkie. -
Widziałaś ją tutaj?
Suki uniosła jedną, perfekcyjnie ukształtowaną brew.
- Dlaczego miałabym ją widzieć? Jest tutaj?
- Tak. - Louis nieprzerwanie lustrował wzrokiem grupę dziewcząt z PR w barwach swoich zespołów, strojących miny do kamer i dziennikarzy i walczących o możliwość przeprowadzenia ostatniego wywiadu przed startem.
Podniecenie tłumów na szczelnie wypełnionych trybunach sięgnęło zenitu, a syreny jachtów w porcie Monako zawodziły żałośnie.
Suki wzruszyła wąskimi ramionami obciągniętymi obcisłą koszulką w barwach teamu Campano.
- Jeżeli ją spotkam, przekażę pozdrowienia - powiedziała chłodno. - A ty zbieraj się na start.
Spojrzał na nią nieprzytomnie, jak gdyby nie rozumiejąc, ale zaraz potaknął krótkim skinieniem głowy.
Ściągnął kurtkę, jednak nie przestawał się rozglądać. Ekipa telewizyjna zakończyła wywiad z załogą na sąsiednim polu startowym i ruszyła w jego stronę. Louis był zrozpaczony. Czas uciekał, a tłum już skandował jego imię.
Za późno.
Nie ma jej.
Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

Rozdział 1

 
Zobaczył ją. Stała pośród kłębiącego się tłumu, przy boksach technicznych, i rozglądała się wokoło. Była odwrócona tyłem, więc nie widział jej twarzy, ale rozpoznawał płaszcz kasztanowych włosów, nad podziw długie nogi w spłowiałych dżinsach. Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. Jak mógł nie zauważyć jej wcześniej? Wśród tych wszystkich klonów wyglądała jak zagubiona sierotka. Poprzedniego dnia zauważył ją od razu, gdy tylko zjechał do boksu po kwalifikacjach, właśnie dlatego, że tak bardzo różniła się wyglądem od pospolitych fanek kierowców wyścigowych. W szarym kostiumie, z włosami ściągniętymi do tyłu, wyglądała jak najzdolniejsza uczennica w klasie: zawsze schludna, z odrobioną pracą domową, jednym słowem, przykład dla całej reszty. Niewiele było takich dziewcząt.
W pierwszej chwili zaskoczona, westchnęła z ulgą, kiedy pociągnął ją w cień boksów.
- Nie mogłam cię znaleźć. - Przylgnęła do niego, opierając mu głowę na piersi. - Już myślałam, że sobie to wszystko wyobraziłam. - Chciała się roześmiać, ale głos jej się załamał. - Albo że to był sen.
- Opowiem ci coś i zobaczysz, że wszystko było realne. - Opuścił głowę i mruczał cicho w jej włosy, jednocześnie obejmując ją w talii i kołysząc lekko. - Co wybierasz? Chwile w basenie... czy w sypialni? A może dziś rano, na kuchennej podłodze?
- Ciii... - Śmiała się z twarzą schowaną na jego piersi. - Jeszcze ktoś usłyszy.
- Czy to byłoby takie złe?
Już się nie śmiała.
- Zwykle się tak nie zachowuję. Przecież wcale się nie znamy. To miał być tylko wywiad...
- I pomyśleć, że do tej pory nie znosiłem wywiadów... Gdybym wiedział, jak mogą wyglądać, z radością zgodziłbym się na więcej.
- W ogóle cię nie znam - powtórzyła.
Ujął jej brodę pomiędzy kciuk i palec wskazujący, zmuszając, by spojrzała mu w oczy, dobrze jej znane z telewizji i kolorowych magazynów, ze zdjęć, które mieli w biurze, i z plakatu w pokoju młodszego brata...
- Chyba znasz mnie teraz lepiej niż ktokolwiek inny.
To miało zabrzmieć kpiąco, ale śniada twarz o mocno zarysowanych kościach policzkowych i zmysłowych wargach nagle pobladła. Powoli pokręcił głową, przeczesując palcami uroczo potargane, gęste włosy.
- Och, Kate... jeszcze nigdy nie obnażyłem duszy aż tak bardzo.
- Ja także.
Jej głos był zaledwie cichym szeptem, niemal bezgłośnym wionięciem. Na moment wróciła myślą do minionych dwudziestu czterech godzin. Był seks, to oczywiste, ale było też coś więcej. Sporo rozmawiali. Opowiedział jej o swojej przeszłości, o problemach w szkole i o tym, jak potem dążył do sukcesu za wszelką cenę. Jakże celnie odgadł, że pod pozorami jej profesjonalizmu kryje się smutek i lęk. Powiedział jej, że życie w strachu to żadne życie i pokazał, jak odpędzić lęki i żyć chwilą...
Zza garaży dobiegał coraz głośniejszy ryk tłumów. Louis wyprostował się, przyjmując obojętny wyraz twarzy.
- Muszę iść.
- Wiem. Jedź ostrożnie i pamiętaj, że nie musisz nikomu niczego udowadniać.
W jego oczach na ułamek sekundy pojawił się wyraz bólu, który zaraz zastąpił uśmiech.
- Wyścig Grand Prix to nie czas na ostrożność.
Roześmiała się, bagatelizując panikę.
- Racja.
Louis już wychodził z cienia garaży. W tłumie zauważono go i rozległy się wiwaty.
Odwrócił się jeszcze i spojrzał na nią ciemnymi, błyszczącymi oczami, jak gdyby chciał powiedzieć: To jeszcze nie koniec. Ta noc to zaledwie początek. Uśmiechnął się krótko. Czekaj na mnie.
A potem zniknął w wibrującej mgle upału i spalin.
Wraz z kliknięciem pasa bezpieczeństwa umysł Louisa odłączał świat zewnętrzny.
Od tej chwili istniał dla niego tylko bolid, tor i wyścig.
Był pierwszy na polu startowym. Tor w Monako był wąski, co niemal uniemożliwiało wyprzedzanie, a widzowie tłoczyli się tak blisko, że można było policzyć złote plomby w zębach milionerów i odczytać designerskie metki na kostiumach ich partnerek.
Przejechali kilka pierwszych okrążeń i Louis, wciąż na czele, dobre pół sekundy przed resztą zbliżał się, po raz kolejny, do Grand Hotelu Hairpin. Gładko zmienił bieg, pozwalając sobie na sekundy refleksji niezwiązanej bezpośrednio z wyścigiem. Silvio spisał się dobrze. Bolid był przygotowany idealnie, warunki doskonałe. Wygra ten wyścig, dodając kolejny sukces do swojej imponującej kolekcji.
Nie musisz nikomu niczego udowadniać...
Otoczyła go ciemność tunelu. Ciepły głos w jego głowie zabrzmiał tak realnie, jak gdyby Kate siedziała obok niego. Niemal czuł świeży zapach jej skóry. Koncentracja prysła, kiedy zamrugał nerwowo, bo nieomal zakręciło mu się w głowie z tęsknoty. Wyjazd z tunelu był tuż. Słońce uderzyło mu w oczy, na wargach wciąż miał smak jej skóry, w uszach brzmiało echo jej słów. Bariera ograniczająca tor była zbyt blisko, zbliżała się zbyt szybko, ale on był myślami daleko stąd...
Huk eksplozji - ból, ogień i ciemność.
Nic.
Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like Katherine's other books...