ouija;

 

Tablo reader up chevron

0;

jackie była tą nastolatką, która miała grupę nie zawsze rozsądnych przyjaciół.
- dawaj, jackie; wszyscy to robią.
 
Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

1;

wszystko zaczęło się w piątkowy wieczór chłodnego stycznia. uliczki miasteczka od tygodnia były pokryte resztkami śniegu, co nadawało mu urokliwego klimatu. szóstka przyjaciół szła jedną z uliczek prowadzących do mieszkalnej części shadwell, niedaleko leeds*. czterech chłopców, dwie dziewczyny; wyglądali na zadowolonych z życia. ich nieposkromione dusze doskonale się dobrały i zawarły przymierze zwane przyjaźnią. brunetka wbiegła po schodkach prowadzących do jednego z szeregowców i zadzwoniła dzwonkiem, naciągając przy tym szarą czapkę. znajomi przysiedli na odśnieżonym krawężniku, zatracając się w luźnej rozmowie. po chwili drzwi się uchyliły, a przed dziewczyną wyrosła szatynka ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
- hej, jackie. - brunetka uśmiechnęła się promiennie, co wspaniale współgrało z zaczerwienionym nosem i policzkami. wyglądała uroczo.
- leila? co tutaj ro..robicie? - szybko zmieniła słowo, dostrzegając resztę, która jej, niestety, nie dostrzegła.
- pomyślałam, że może chciałabyś gdzieś wyjść. - leila, przestąpiła z nogi na nogę, starając się nie zamarznąć. jackie spojrzała za swoje ramię, skąd było słychać przytłumiony dźwięk telewizora i rozmowy dwójki mężczyzn. zrobiła krok do przodu i przymknęła za sobą drzwi. złożyła ręce na piersi i delikatnie potarła ramiona, obserwując przyjaciół brunetki.
- to chyba nie jest dobry pomysł. nie chcę wam przeszkadzać. - spuściła wzrok. 
- co ty wygadujesz? wcale nie będziesz! ej ludzie - zwróciła się do towarzyszy.  - kto chce aby jackie nam dzisiaj towarzyszyła?! - pięć głów odwróciło się w ich stronę i każdy podniósł do góry rękę, oprócz michaela, który chwiejąc się machał obiema, trzymając w lewej jakąś butelkę. jackie skrzywiła się widząc jego stan jednak postanowiła to zostawić dla siebie.
- oh, okay. - mruknęła po chwili, posyłając nieśmiały uśmiech leili, która podskoczyła z radości; albo z zimna. 

 

- to ruszaj się. - słysząc to, szatynka zniknęła za drzwiami, ale po kilku sekundach wróciła z włożonym jednym rękawem kurtki, krzycząc do wujów, że wychodzi. dziewczyny zeszły z werandy i dołączyły do nastolatków, którzy byli już w drodze.
- gdzie w ogóle idziemy? - spytała cicho, idąc z tyłu z leilą.
- do domu morderstw. - odpowiedział jej niebieskooki blondyn, idąc przez chwilę tyłem i posyłając jej szeroki uśmiech. po chwili ponownie zwrócił się ku kierunku, a jej usta się rozchyliły i nie była już pewna swojej decyzji.
 
*Leeds - miasto w północnej Anglii
Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

2;

dom morderst w shadwell, a właściwie na jego obrzeżach, był sławny w północnej anglii. nikt nie był na tyle odważny, aby przychodzić tutaj; nawet okoliczni bezdomni. tymczasem grupa przyjaciół i jackie, która wciąż starała się nie być sztywna, spędzała tu już drugą godzinę. siedzieli w salonie, a źródłem światła były znalezione świece i latarki w ich smarfonach. w tle leciała jakaś playlista z rockowym brzmieniem. dookoła walały się puszki po wypitym przez nich piwie i kłęby kurzu. temperatura w pomieszczeniu była taka jak na zewnątrz, może nawet mniejsza, co zmuszało nastolatków do siedzenia w kurtkach. jackie czuła tu się nieodpowiednio. może dlatego, że zamordowano tu podczas ostatnich kilkudziestu lat wszystkich mieszkańców dworku? jednak szatynka nadal siedziała w swojej puchowej kurtce na środku kanapy poprzednich właścicieli, w dłoniach trzymając nieskończoną puszkę jej pierwszego tutaj piwa. wciąż rozglądała się dookoła, uśmiechem zbywając natrętnego mike'a, który dzisiaj się jej uczepił. wzrok szatynki dłużej się zatrzymał na niebieskookim blondynie, którego sam widok zapierał jej dech w piersiach. chłopak opowiadał swojemu przyjacielowi, calumowi, o trasie koncertowej jakiegoś zespołu. uśmiech na jego twarzy sprawił, że jackie także nieświadomie uniosła kąciki ust. jej uwaga ponownie zaczepiła się na leili, siedzącej po drugiej stronie michaela,  która snuła domysły co może robić molly wraz z ashtonem, gdy poszli oglądać górę domu. posłała jej ciepły uśmiech i wzięła łyk gorzkiego piwa. wiedziała, że powinna uprzedzić wuja, o której zamierza wrócić, ale prawda była taka, że sama nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć. dużo zasługiwała wujowi matty'emu i jego partnerowi, drake'owi. przygarneli ją niespełna dwa tygodnie temu gdy jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. dziewczyna musiała opuścić manchester i zamieszkać u brata swojej matki, który był stereotypowym gejem.
- nie zgadniecie co mamy. - rozbawiony głos molly przykuł uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu. razem ze swoim chłopakiem schodziła ze schodów, trzymając w dłoni pudełko, wyglądające na takie w którym są gry planszowe.
- opryszczkę? - zakpił calum, na co roześmiał się każdy oprócz pary. molly wywróciła oczami, gdy ashton piorunował wzrokiem kumpla. dziewczyna położyła pudełko na stoliku przed kanapą, którą zajmowała między innymi jackie i ponownie się wyszczerzyła.
- skąd to macie? - spytała zafascynowana leila, gdy dostrzegła napis na kartonie. ouija. jackie nie przypominała sobie, aby kiedyś o czymś takim słyszała.
- leżało w sypialni na piętrze. - odpowiedział ashton.
- i wszystko jasne. - mruknął michael, na co ponownie wybuchła salwa śmiechu. jackie tylko się uśmiechnęła; nie przepadała za tematem seksu.
- gramy? - spytała, tryskająca energią brunetka, na co jej przyjaciółka potrząsneła głową i razem z pudełkiem podeszła do stołu w jadalni. leila wstała i chwytając świecznik, przeniosła go na stół koło molly. chłopcy też zaczęli brać świeczki i zmierzać do jadalni, a luke wyłączył swojego ipoda.
- o co w ogóle w tym chodzi? - zapytała jackie, czując, że jest jedyną niedoinformowaną osobą w pomieszczeniu. molly prychnęła śmiechem, za co dostała w żebra od brunetki.
- ouija to plansza do wywoływania duchów. - wyjaśniła leila, posyłając szatynce delikatny uśmiech. dziewczyna ze świstem wypuściła powietrze i poczuła się jeszcze bardziej niewłaściwie.
- nie wiem czy to dobry pomysł... - mruknęła, ostrożnie wstając. zbliżała się północ, a to, że ktoś chce wywoływać duchy, tam, gdzie masa ludzi zginęła, było kolejnym powodem by wracać do domu. jackie spojrzała po kolei na każdego przy stole i stwierdziła, że większość patrzyła na nią błagalnym wzrokiem, wykluczając molly, która wydawała się tylko czekać, aż stąd wyjdzie. nagle odezwał się głos, którego najmniej się spodziewała.
- dawaj, jackie; każdy to robi. - powiedział luke, uśmiechając się do niej.
a przecież jackie chciała być jak każdy.
Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like pesymistka's other books...