Better Half /h.s

 

Tablo reader up chevron

Introduction

Zastanawiałeś się kiedyś czy miłość ulega przedawnieniu? Pomimo tego, że odważysz się dać sobie samej jeszcze jedną szansę, to wszystko było przeszłością zostaje z nami. Demony nie odchodzą, każdego wieczora, kiedy kładziesz się spać wracasz choć na krótką chwilę to tego co było. Dopada się strach, co stanie się, kiedy wszyscy się dowiedzą? 
Jesteś żoną. 
Jesteś panią domu.
Jesteś jak opiekunka rodzinnego ogniska. 
Ale jesteś też człowiekiem. 
A każdy człowiek na tajemnice, czy Twoje tajemnice także wracają do Ciebie i sprawiają, że zimny pot zalewa Twoje ciało? Za każdym razem, kiedy musisz kłamać z powodu Twojej przeszłości czujesz się jak złodziej. Złodziej własnego spokoju. 
Kiedy słyszysz to imię, kiedy słyszysz tą nazwę, przechodzisz tą ulicą, wszystko wraca i będzie wracało za każdym razem. 
Jesteś tylko człowiekiem, a każdy człowiek porusza się powoli. 
To tylko Twoje demony będą krok przed Tobą.
Zawsze.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

Chapter 1

- Amando. - Słyszałam mruczenie Michaela, który prawie zasypiał przytulając się do mnie po ciężkim dniu w pracy. 
Po zjedzeniu sytego obiadu postanowiliśmy przenieść się do sypialni, w naszym mieszkaniu, które znajdowało się niedaleko centrum Seattle, zbyt blisko tego z czym walczę od lat. Tuż obok miejsca moich pokus, wspaniałych chwil, mojej dawnej, niespełnionej miłości. 
Potrząsam głową, nie chcę myśleć o tym wszystkim po raz kolejny, za dużo rzeczy wraca do mnie, kiedy chcę zagłębiać się w tak odległe rejony mojej przeszłości. 
Przeszłości, z którą walczę od 4 lat. Przeszłości, o której nikt nie może się dowiedzieć, to by mnie zrujnowało, zrujnowało moje spokojne małżeństwo. To byłaby zbyt wielka próba dla mojego związku, żebym mogła wyjść z niej zwycięsko. A tak naprawdę wciąż się boję.
Boję się, że kiedy powrócę pamięcią do tego wszystkiego, kiedy znajdę się za blisko, miejsca gdzie zostało wieki temu zniszczone moje serce to wszystko wróci, a ja zatęsknię. Zatęsknię, za innymi ramionami, które tuliły mnie do snu co noc.
Odwracam głowę w stronę mojego męża - znanego prawnika, mimo upływu lat jest wciąż przystojny. Lekki zarost zdobi jego policzki, a usta, które znam tak dobrze wciąż mogą zatracać. Pod obecnie zamkniętymi powiekami, kryją się oczy koloru niemal lazurowego. Jest ideałem, dla którego mógłby stracić głowę liczne kobiety. Głowy, której ja sama nigdy dla niego nie straciłam. 
I muszę być ze sobą szczera, że jest mi z tym źle. Chciałabym pokochać to tak mocno, jak mogę, ale wiem że to nigdy się nie uda. To nie wyjdzie mi tylko z jednego prostego powodu. Mimo, że kocham Michaela całą sobą, to nigdy nie będzie ON. 
ON - człowiek, który przed laty skradł moje serce, znając moją niechlubną przeszłość, będąc w niej całkowicie obecny, ciągnąc mnie wciąż w dół. Pokochałam go całą sobą i nigdy już nic więcej dla mnie nie zostało. Na tym polegał problem tego "związku" brał za dużo, żeby dla mnie mogło cokolwiek zostać. 
Wyszłam z tego całkowicie zdruzgotana i ze zbyt wielką ilością ran, żeby chociażby myśleć, że kiedykolwiek uda mi się znaleźć męża, być w stanie oddać mu się chodź w najmniejszym stopniu. Ale myliłam się i cieszę się z tego. 
Czas mijał, a ja zamknęłam go w dalekich otchłaniach mojego umysłu, oraz serca. Tak daleko, żeby nikt tego nie znalazł, żeby nie wyrwał mi tego, ale także żeby chronić siebie samą i ludzi wokół mnie. Nie chcę wiedzieć, jak zachowałby się Michael znając moje tajemnice. Czy patrzyłby na mnie ze zniesmaczeniem wiedząc, jak wcześniej obchodziłam się sama ze sobą? Czy byłby na tyle dobry, żeby zapomnieć o tym i żyć, jak wcześniej, skoro nawet ja sama tego nie umiałam po tylu latach?
Zbyt zmęczona na kolejną porcję przemyśleń, znudzona ciągłą walką z samą sobą, zapadłam w sen, bezpieczny, stonowany sen, w ramionach mojego męża w akompaniamencie cichego pobrzękiwania telewizora w tle. 
Nie wiem ile trwałam w lekkiej mgiełce snu, w świadomości pomiędzy jawą, a całkowitym odpoczynkiem umysłu, może kilka chwil, a może godzin? 
Lecz, kiedy odwracał głowę w przeciwną stronę - zamieram. 
W ekranie telewizora widnieje postać, której miałam już nigdy nie zobaczył, człowiek przez którego tak długo walczę z własnym życiem, ze wspomnieniami. 
Zielone tęczówki wywiercają we mnie dziurę, nawet teraz, po tylu larach, przez ekran telewizora, to jest jedyne, na czym mogę się skupić. Te oczy, niegdyś widziałam je z tak bliska. Lodowate, pełne czułości, zasnute mgłą przyjemności nieuchronnie zbliżającego się orgazmu. Teraz były nijakie, były puste, patrzyłam w nie, ale to nie było to samo, nie odbijałam się w nich. 
Dorósł, zmężniał. Nic dziwnego, czas nie stoi w miejscu, minęły przecież 4 lata, nie miałam prawa wymagać, żeby pamiętał o mnie, ponieważ ja sama tak bardzo chciałam o nim zapomnieć. Jego niegdyś roztrzepane loki, które żyły własnym życiem są obecnie idealnie ułożone, nieco dłuższe, zaczesane do tyłu, sprawiając, że wygląda dojrzalej, bardziej męsko.  
Usta poruszają się płynnie, ale w uszach za bardzo szumi mi krew, żebym wiedziała o czym mówi, te usta były stworzone to rzeczy tak cudownych, że na samą myśl czuję ucisk w podbrzuszu. Nie chcę tego, mam męża. Ale nie poradzę nic na to jak bardzo mój zdradziecki umysł i ciało wciąż reagują na jego widok. 
Widziałam w ekranie telewizora twarz przed którą staram się uciec od 4 lat, która nie nawiedzała mnie już, dała mi spokój, zniknęła razem z moją przeszłością. 
Harry Styles - jedna osoba, tyle sprzeczności, tyle skrajności. Wywołuje tyle emocji w moim wnętrzu, kiedy tylko o nim pomyślę. 
Czuję żal, tęsknotę, smutek, nieopanowaną złość, przywiązanie, pożądanie, pasję. Emocje tak głębokie i mocne, że to nie może skończyć się dobrze, nigdy nie mogło. 
Moje ciało musiało napiąć się do granic możliwości, bo leżący obok mnie mąż kręci się, obejmując mnie swoim ramieniem i w końcu podnosi powieki, obudzony ze swojego spokojnego snu, a ukochana twarz niknie z ekranu telewizora. Czuję tęsknotę, chciałabym móc patrzeć na niego cały czas.
- Wszystko w porządku, kochanie? - Głos mojego męża wyrywa mnie z otępienia, przybieram na twarz maskę i odwracam się do niego. 
- Jasne. Wyspałeś się? - Całuję go w kącik ust, a on kiwa głową i przytula mnie mocniej.
- Pójdę wziąć prysznic, gdybyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć. 
- Jasne maluszku, wracaj szybko, już tęsknię. - Mówi, kiedy tylko schodzę z łóżka. Wysilam się, żeby wysłać mu najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie stać. 
Kocham go, on zasługuje na to, żeby mieć wszystko co najlepsze.
Zasługuje na to, żeby mieć mnie, moją miłość. W przeciwieństwie do faceta, który nie zasłużył na nic co ma, nie zasługuje na moją uwagę. 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

Chapter 2

- Wszystko okej? - Pyta mnie Michael. - Od kilku dni chodzisz jak struta, nieobecna. - Ciągnie.
- Jasne, po prostu jestem zmęczona. - Kiwa głową. 
Jestem zmęczona, to fakt, ale uciekaniem przed przeszłością. Przez prawie 4 lata nie miała zawachania, zawsze odsówałam to na boczny tor, zakopywałam w sobie i tyle. Nie miałam nawet ochoty do tego wracać. Zobaczenie go, sprawiło, że wszystko stanęło pod znakiem zapytania. 
- Może.. Myślę, że mógłbym wziąć pare dni wolnego i pojechalibyśmy gdzieś? - Proponuje. 
- Jeśli chcesz.. - Mówię. - To znaczy, oczywiście, że chciałabym spędzić z Tobą więcej czasu. -Dodaję, po przemyśleniu. Chcę chociaż stwarzać pozory, że jest normalnie. Będę udawała tak długo, aż nie pęknę. 
- Postaram się skończyć moją pracę wcześniej i wtedy pomyślimy, o tym? - Uśmiecha się i wstaje. 
- Jasne. - Daje mu buziaka na pożegnanie, kiedy nachyla się nade mną. 
Michael zostawia mnie samą w domu, a ja robię wszystko, żeby uciec przed moimi myślami. Zmywam naczynia, biorę prycznic, odkurzam. Jednak nic nie pozwala mi dostatecznie mocno oderwać się od bruneta z zielonymi oczami, był uśpiony przez 4 lata i nagle się pojawia, niespodziwanie. Nie byłam na to przygotowana. Karcę samą siebie, że nigdy nie pomyślałam o tym, że chociażby mogłabym wpaść na niego na ulicy, pewnie przeszedłby obok nie pamiętając mnie, a może życie nigdy nie byłoby już takie samo. 
Pamiętam to. 
Tak było zawsze. To zawsze ja cierpiałam i dawałam mu dużo, dużo więcej. On tylko to brał. I cóź, wtedy było to okej.. Teraz już nie jest.
Postanawiam, że wyjdę zaczerpnąć świerzego powietrza. Park nie jest ogledły, a o tej porze roku wygląda naprawdę idealnie. Kolorowe liście, pokrywające korony, to wszystko daje takie cudowne ciepło rozlewające się wewnątrz mnie. 
Idę przed siebie i pierwszy raz rozwiązuje wstąrzkę, na pudełku z napisem "przeszłość". Czy czas zacząć żyć z tą historią od nowa?
Jako 18 latka szukałam pracy i kiedyś moja mama podsunęła mi gazetę z artykułem, że w miłej knajpce szukają pracownika. Postanowiłam wybrać się tam na drugi dzień, ale niestety znając moje szczęścei ten artykuł był już nieważny, znaleźli kogoś. Lekko smutna chodziłam ulicami Seattle, nagle wpadając na klub. Dość wielki, znany w Seattle mam na myśli. Nie kojarzę go jednak za dobrze, ponieważ nie byłam zbyt wielką fanką chodzenia po klubach, polałam zdecydowanie domówki ze znajomymi. 
Pomyślałam, że mam szczęście, bo zauważyłam białą kartkę z informacją, że potrzebują kelnerki. Jeśli nie spróbuję to się nie dowiem - przekonywałam samą siebie i w końcu zaryzykowałam. Weszłam do środka i podchodzac do baru natknęłam się na jeszcze wtedy strasznie naburmuszoną kobietę - Monic. Pokierowała mnie do gabinetu kierownika i życzyła powodzenia, nie zrozumiałam o co może jej chodzić, słysząc ten sarkazm w jej głosie. 
Kiedy dobijałam się do pomieszczenia kierownika, kiedy drzwi zostały otworzone.. Mój cały świat zaczął zmieniać się już wtedy. Przywitał mnie człowiek, tak piękny - nie tylko przystojnmy - on był piękny. To było piękno, każdy szkopuł jego twarzy był dopracowany. Nie wiedziałam wtedy, że ktoś obdarzony tak wielkim pięknem zewnętrzym może być tak trujący w środku.
Przeprowadził ze mną małą rozmowę, dał mi skąpy strój do noszenia na wieczór i tyle. Zostałam przyjęta. Bałam się powiedzieć mamie gdzie dostałam pracę, więc udawałam, że ta knajpka przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Wymykałam się z domu, żeby móc pracować w klubie Stylesa. Przebirałam się w środku, a między mną a właścicielem zaczęło coś kiełkować. Znaczy.. Ja tak myślałam. Tylko ja.
Z biegiem czasu tak właśnie nasza histria się rozgrywała, ja mała i biedna zakochana w moim szefie, dla którego byłam... Maszynką do pieprzenia. Oddałam mu wszystko, moje dziewictwo, moje serce, moje myśli. A on nie chciał ode mnie nic, poza seksem. 
Zaprzyjaźniłam się z Monic, która jako jedyna wiedziała co się dzieje i co przeżywam. 
Któregoś dnia weszłam do gabinetu Harrego poszukując pieczątki, a to co tam zastałam złamało mi serce, zmieniło mnie na zawsze.
Obściskiwał się z jakąś dziewczyną na jego biurku, pamiętam jak bardzo czułam się wtedy zraniona, jak bardzo bolało mnie serce. Dziś, już nie boli, albo nauczyłam się z tym żyć. W każdym razie wybiegłam z klubu, a on.. On mnie nawet nie szukał. Myślałam, że coś mięzy nami jest, a kiedy ja przyłapałam go na zdradzie, nie zainteresował się. Nie dzwonił, nie pisał, aż w końcu przestałam czekać. Bolało, tak bardzo, że nie wiedziałam czy dam radę to unieść, ale uniosłam z pomocą Michaela nauczyłam się żyć od nowa, ale jego sykwetka wciąż gdzieś ze mną jest.
Kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam, że dotarłam do tej części Seattle, w której nie chciałam się znaleźć. Stałam na przeciwko klubu "Passion" .
Klubu w którym kiedyś pracowałam. Miejsca w którym nauczyłam się kochać, gdzie poznałam moją pierwszą - prawdziwą miłość, gdzie nauczyłam się tylu emocji, że nie jestem w stanie pojąć tego jak nie oszalałam od tego rynsztoku.
Tutaj wszystko takie było - pełne sprzeczności, zawsze. 
Kłóćiłam się i godziłam.
Nienawidziałam i kochałam. 
Odchodziłam i wracałam. 
Przecież mogę się oszukiwać, że to już nic nie znaczy, że ON nic nie znaczy, ale po co? Po co mam udawać nawet przed samą sobą, skoro doskonale wiem, że nadal wspomienia o nim wywołują ciepło w moim ciele, jak bardzo chciałabym teraz go spotkać. Jak bardzo chciałabym wracać do niego po ciężkim dniu w normalnej pracy. 
Przecież nie będę udawać, że nie chciałabym że to Harry był na miejscu Michaela. Tak jest, po prostu i ja nie jestem w stanie nic z tym uczynić. 
Wzdycham.
Michael zrobił dla mnie tak wiele, sam nawet o tym nie wie, sprowadził mnie z samej krewędzi piekła do normalności. Dał mi dom, rodzinę, bezpieczeństwo. Dał mi miłość, opiekę, wszystko co w sobie miał. Tak bardzo jak chciałabym mu oddać to równie płomiennie - nie mogę. Mogę wzruszyć jedynie ramionami na moją głupotę. Na to, że nigdy nie wyleczyłam się z Harrego Stylesa. On zawsze będzie gdzieś głęboko w środku mnie, zawsze wspomnienia o nim będą żywe, zawsze gdzieś w sercu będzie kuła mnie mała iskierka miłości. 
Tak długo jak żyję i ja to wiem, pogodziłam się z tym. 
Jesteśmy jak dwie połówki i ja to akceptuje, nawet jeśli on tak nie myśli. 
Ja i Harry. 
Michael i Ja. 
Tworzymy wspólnie pełnię - czegoś. 
Jesteśmy dwoma połówkami. 
Kto jest tą lepszą połową? 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like pyskaaaaaa's other books...